sobota, 24 marca 2012

Jak upolować faceta


Na film wybrałam się z koleżanką, po tym jak odwołali nam zajęcia, a że było to wcześnie i był to jedyny film, grany o tej porze, skusiłyśmy się. Ona spała, a ja próbowałam zrozumieć, czemu ktoś to zrobił. Przyznaję się, że w innym wypadku nie sięgnęłam bym po ten film, bo z samego plakatu, wydaje się po prostu mdły.

Produkcja opiera swój wątek na kultowej powieści Janet Evanovich. Autorka ta specjalizuje się w powieściach kryminalno-sensacyjnych, dlatego domyślam się, że wszystkich fanów jej kunsztu bardzo zabolał występek pani Robinson, która wyreżyserowała również  "The last song" z Miley Cyrus. Czemu tak mówię? Bo jakby nie patrzył historia ta jest nijaka, nie jest prawdziwym kryminałem z dreszczykiem, mimo słodkiego plakatu i Heigl kojarzonej główne z komediami romantycznymi, nie jest również komedią romantyczną! A skoro nie wybiera się konkretnego widza, można zostać z nikim...

Film opowiada losy bezrobotnej kobiety, która z braku pieniędzy i chęci zemszczenia się na pierwszej miłości postanawia zostać Łowcą Nagród. Brzmi dumnie, ale praca tak naprawdę polega na doprowadzaniu nieuchwytnych oskarżonych przed sąd. Główna bohaterka angażuje się w jedną ze spraw, przez co zostaje wplątana w cykl morderstw, a co więcej jej życiu również grozi śmiertelne niebezpieczeństwo.

Spodziewałam się historii romantycznej, on poznaje ją, ona jego, są problemy, ale miłość zwycięża. Może też dlatego tak bardzo się rozczarowałam. Interakcja bohaterów była raczej minimalna, a miłość będąca w tle nie wzbudziła we mnie żadnej emocji, bo była doprawdy znikoma. Kolejne moje pytanie - jak można było wrobić w ten film Katherine Heigl! Albo inaczej, jak mogli ją obsadzić, i to w tym kolorze włosów. Wyglądała i grała wyjątkowo odpychająco. Nie była śmieszna, a partner, który mógł by to zatuszować, jak to miało miejsce chociażby w "Wpadce" totalnie dał ciała, gdyż był również mało charakterystyczny. Klimat niby jest typowy, rodzinka, praca... aż tu nagle! Jacyś mafiozi z meksykańsko brzmiącymi imionami, i w tym wszystkim biedna Heigl. Osobiście, bardzo nie grały mi te dwa światy. Tak nierealne było, to co ta kobieta nagle robi, i tak nierealne, że skazany ciągle jej umyka, że miałam ochotę zrobić to za nią. Teraz wątek morderstwa, chyba to zasługa książki - której, nie czytałam - ale do końca nie wiedziałam kto zabił. Podejrzewałam kogoś innego, okazał się ktoś inny. To wielki plus. Uważam więc, że błąd leży po stronie tła historii, po stronie jej zaaranżowania, reżyser nie mógł się decydować, czy chce komedie, czy kryminał, więc zrobił komedię kryminalną, na kanwie komedii romantycznej. Nie wyszło. Gdyby skupić się na wątku kryminalnym, sprawić by było mroczniej, a żart był bardziej sublimowany, uznałabym to za sukces.

Moja ocena spowodowana jest z jednej strony nieprzewidywalnością zakończenia, z drugiej zaś totalnym przewidzeniem wątku miłosnego, a nawet jego istnieniem w tak prymitywnej wersji. Ale sumując do tak zwanej, kupy, nie polecam. Nie warto, idźcie albo na dobry kryminał, albo na wzruszającą komedię romantyczną, darujcie sobie łączone substytuty.
Moja ocena: 5/10

PS: Dołączam Wam dzisiaj zwiastun ;)


plakat: filmweb.pl

poniedziałek, 12 marca 2012

Kobieta w czerni




Skusiłam się na ten film tylko dlatego, że mój chłopak gdzieś przypadkiem widział trailer i uznał, że jest to genialny film, bez którego jego życie nie będzie miało sensu. A, że miał być to horror, których już tak dawno nie oglądałam, a przepadam, nie stawiałam większych oporów. Ot zobaczymy sobie Pottera i nieco przestraszymy. Jakież było moje zdziwienie...

„Kobieta w czerni” to dzieło autora Eden Lake i dopiero co weszło ono do naszych kin. Oczywiście główną atrakcją i wabikiem miał być tutaj nikt inny jak Daniel Radcliffe, aktor jednej roli. Plakat i jego klimat bezbłędnie zdradza, że jest to horror. Co do tytułu, rzeczywiście, jest bardzo chwytliwy i marketingowo bezbłędny, ale dla mnie, nie oddaje sedna filmu, bo jest trochę za oczywisty i w sumie pasuje do całości, ale, przynajmniej mnie, nie powala.

Historia dzieje się w Anglii, parę dekad temu. Młody notariusz zostawia synka pod opieką niani, by wyruszyć do miasta, gdzie uporządkować ma sprawy związane z opuszczonym domem na Węgorzowych Moczarach. Okazuje się, że nie jest on tam mile widzianym gościem, z powodu pewnej legendy, która krąży wśród mieszkańców. Główny bohater postanawia zmierzyć się z ową klątwą, przez którą w opuszczonym domu dzieją się dziwne rzeczy, a w samej wiosce, na skutek różnych okoliczności, umierają dzieci. Chce on przezwyciężyć moc tej legendy, przez co w niebezpieczeństwie znajdzie się nawet jego syn, który ma przyjechać mu z wizytą. To czy mu się uda, pozostawiam w tajemnicy.

Materiał na horror jest naprawdę dobry. Klimat jest, stara wioska, gdzie zabobony odgrywają dużą rolę, piękny i wyjątkowo straszny dom. Prawie jak „ Jeźdźcu bez Głowy”. Więc co poszło nie tak? Już na samym początku irytujące jest to, że do końca nie wiadomo o co chodzi, jedzie gdzieś, to jego ostatnia szansa, ale w sumie po co? Historia ciągnie się niemiłosiernie, zero wartkiej akcji, ma się wrażenie, że każda kolejna sytuacja jest wymuszona. Co tu dużo mówić, jest po prostu nudno, nie wspominając już o jakimś strachu czy napięciu. Jest mrocznie, ale co z tego, skoro tło jest bardziej tematyczne niż bohaterzy i akcja. Teraz o Radcliffie. Szczerze, zawsze byłam obojętna co do jego gry, ale w tej produkcji miał ciągle zdziwioną minkę i zero innych reakcji na jego twarzy. Przecież w horrorze mamy utożsamiać się z bohaterem! A on w tym przypadku jest ewidentnie bez większych emocji. Tytułowa kobieta w czerni, to żadna przerażająca postać, gdyż nie widzimy jej dokładnie ani razu, więc co tu oceniać? Sam wątek z nią i jej zmarłym synem nie jest zły i na jego bazie można było by zrobić coś dobrego, ale nie, lepiej zrobić statyczny horror. Chcę jeszcze wspomnieć o zakończeniu, nie wyjaśnia do końca czemu dzieje się tak jak się dzieje. Taki zabieg stosuje się często, gdy chce się wyprodukować w późniejszym czasie kolejne części, a to już mnie rzeczywiście przeraża.

Film polecam jedynie oddanym fanom Daniela Radcliffa i horrorów, jedynie człowiekowi o takim połączeniu na coś przyda się ta projekcja. Niestety istnieje też ryzyko, że po obejrzeniu w obu kwestiach poglądy ulegną diametralnej zmianie. A ludziom, którzy zastanawiają się czy zapłacić pieniądze i iść na to do kina, jako na horror, którzy przerazi, zdecydowanie odradzam. Jest wiele lepszych pozycji i niech nie zwiedzie was znane nazwisko w roli głównego bohatera.

Moja ocena: 5/10

plakat: filmweb.pl

wtorek, 6 marca 2012

To nie jest kraj dla starych ludzi


  Po długiej przerwie, ponownie zasiadam w fotelu, by podzielić się opinią na temat ostatnio obejrzanego filmu. A jest co opisywać, bo film „To nie jest kraj dla starych ludzi” to produkcja oscarowa i dość specyficzna w swoim rodzaju. Od razu zaznaczę, że do braci Cohen jestem sceptycznie nastawiona, ich filmy wydają mi się szare i nieco dłużące się. Fakt, zawsze chcą ukazać coś więcej niż tylko bohaterów, dać jakieś przesłanie i metafizyczną cząstkę, jednakże nie przemawia do mnie w pełni ich twórczość. Dlatego też, myślę, że gdyby nie był to mroczny thriller, film oceniłabym znaczniej niżej.

O samym filmie można powiedzieć sporo. Po pierwsze – zdobył aż cztery statuetki na Oscarach w 2008 roku, w tym za film i zdecydowanie zasłużoną rolę drugoplanową. Po drugie jest kolejnym filmem drogi, co według mnie symbolizuje pewną ucieczkę, bądź też drogę do nikąd. Sam tytuł trudno z czymkolwiek identyfikować, najlepiej oddaje go chyba mina i zawiedziona postawa miejscowego, starszego policjanta.
Myśliwy wraz ze swoją żoną wiodą trochę koczownicze, lecz spokojne życie gdzieś na odludziu w Meksyku, aż do chwili gdy główny bohater znajduje miejsce, gdzie doszło do okrutnej strzelaniny między handlarzami narkotyków. Zabiera z miejsca mordu walizkę pełną pieniędzy,a aby zatrzymać ją przy sobie rusza w podróż, wysyłając żonę do matki. Zdecydowanie nie zdaje sobie sprawy kto go ściga. Jest to psychopata, seryjny morderca, który nie cofnie się przed niczym.

 Stylizacja filmu to wysuszone łąki, koszule w kratę i kowbojski strój. Od razu wiadomo, że będzie tutaj chodziło o jakieś brudne interesy i pościg kanciatym samochodem. Klimat naprawdę współgra z fabułą. Aż czuje się te promienie słoneczne i pot. Historia wbrew pozorom jest naprawdę prosta, człowiek nie myśli o konsekwencjach, uważa się za niepokonanego i brnie jak ślepy do przodu myląc odwagę z głupotą. W wielu momentach i ja, dałam się nabrać, że Ed Tom jest niezniszczalny. Bo co jak co, a nie można w tym miejscu zapomnieć o wyjątkowo udanych scenach strzałów z broni. Mówię tutaj przede wszystkim o psie, ale i panu wysiadającym z auta, by pomóc człowiekowi. Prawda jest taka, że rola psychopaty całkowicie przyćmiła głównego bohatera. Perfekcyjny w swoim opanowaniu, mimice, sposobie mówienia. Zdecydowanie zasłużony Oscar. Żona zaś jak to żona, spełniała w filmie rolę niewinnej owieczki, skrzywdzonej, ale wiernej. Co tu dużo mówić, skończyła jak wszyscy w filmie. Zakończenie, a raczej moment przełomowy, zdarzył się ot tak, bez wielkiego napięcia i szumu, co wywołało u mnie dość mocne zawiedzenie. Właśnie o tego film z brutalnego pościgu zmienił się w melancholijny obraz typowy dla Cohenów. Domyślam, się że autor chciał powiedzieć coś w stylu – świat schodzi na psy. Prawda i sprawiedliwość to ważne wartości tylko teoretycznie, a rzeczywistość jest jeszcze brutalniejsza niż sam Anton, morderca, ponieważ liczy się w niej tylko pieniądz dla którego, jak widać, jesteśmy w stanie zrobić naprawdę, doszczętnie wszystko.

Mimo zabijania, pieniędzy i ucieczki nie jest to film akcji, wszystko ma w nim swoje odpowiednie tempo. Ogląda się go z zapartym tchem, nie spodziewając się jaki będzie kolejny krok filmowych postaci. Surowość obrazu podkreśla tylko brutalność, więc zaliczam to na plus. Sumując wszystko co powiedziałam, mogę śmiało polecić wszystkim tę produkcję, gdyż jest doskonała aktorsko i reżysersko. Jedyne co do mnie nie przemawia to trochę za spokojny i obojętny koniec jak na film gdzie przelało się tyle krwi i tylu ludzi straciło życie. 
            Moja ocena: 8/10

            PS: Film jest emitowany w środę (7.03) o 20.00 na kanale TVN Siedem!
            plakat: filmweb.pl

            piątek, 2 marca 2012

            Nowy początek



            Ponownie przyszedł czas na zmiany. Przenoszę swojego bloga, a co za tym idzie byłam zmuszona zmienić nieco nazwę i adres. Movies Now, z którym identyfikowałam się do tej pory, z powodu braku dostępności domeny, musiał przeistoczyć się w Films Now ;) Mam nadzieję, że za nową odsłoną, nowym początkiem będzie kryła się również nowa jakość. Postaram się stopniowo przenosić swoje recenzje i notki z poprzedniej strony, by wszystko było w jednym miejscu.
            Tutaj, jak dotychczas, będę starała się, żebyście znaleźli trochę recenzji, trochę niekonwencjonalnych postów i przede wszystkim interesujące filmy.
            Zapraszam zatem do obserwowania i komentowania.
            Pozdrawiam, Harlow.
            Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
            Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...