poniedziałek, 14 maja 2012

Share Week Wiosna 2012

Tytuł brzmi bardzo obco i lansersko, ale idea sama w sobie jest niezmiernie przydatna i pożyteczna. Po prostu mamy Robić Internet! Autor bloga jestkultura.pl zorganizował tydzień, w którym chętni blogerzy mogą przedstawić na łamach swojego bloga 5 interesujących linków do blogów, na których ostatnio często przesiadują lub po prostu doceniają wysiłek i twórczość danej osoby. Ja z chęcią przyłączam się do tej akcji, Wam też polecam, więc jeśli chcecie wiedzieć więcej - zapraszam tutaj.


Oto moje typy:
1) Life Skills Academy - nie o filmach, ale o zarządzaniu czasem, bardzo przydatne informacje, gdy chce się mieć większą kontrolę nad własnym życiem.
2) Dylematy Filolożki - jeśli cenicie nasz ojczysty język, drażnią Was błędy językowe i sami chcecie się ich wystrzegać, to polecam lekturę.
3) Plakaty - uwielbiam, ze względu na wąską tematykę i fakt, że filmy do obejrzenia wybieram po plakacie pozwala mi jeszcze częściej tam zaglądać.
4) Blond Bond - blog już powoli swoją karierę, czego oczywiście nie życzę, ale ja nadal wiernie wchodzę regularnie i czytuje historie z życia wyjęte.
5) By uciec od codzienności - blog modowy, blogów takich jest wiele, ale tutaj przede wszystkim widzę lekkość ubierania, pasje tworzenia, twórczość i patrzenie na to wszystko z dystansem.

Dziękuję, pozdrawiam.

sobota, 12 maja 2012

Relacja z "Nocy z Orange"


Jak wiecie, lub też nie, orange w multikinie organizuje środy za pół ceny, czy też inaczej,  dwa bilety w cenie jednego. Dzięki temu, dostałam darmowe bilety na nocny maraton filmowy, również pod patronatem owej sieci.
Jak było? Wstałam o 12 w południe, więc wnioskuję, że nie najgorzej.
Odwiedziłam z chłopakiem multikino w Sopocie, które jest doprawdy położone w genialnym punkcie tego miasta, przez co przez okno, w trakcie przerw, mogliśmy podziwiać gorączkę piątkowej nocy. W naszym kinie grano 8 filmów:
1.    Och Karol 2
2.    Sala Samobójców
3.    Jak zostać Królem
4.    Sztos 2
5.    Róża
6.    Rzeź
7.    Listy do M
8.    Sherlock Holmes 2
My po burzliwej dyskusji w domu zdecydowaliśmy się na Listy do M, Różę i  Jak zostać królem. (Pierwotnie ja bardzo chciałam zobaczyć Rzeź, on - Sherlocka Holmesa, cóż szkoła kompromisu ;))
Kupiliśmy sobie potwornie drogi popcorn i napój i dumnie ruszyliśmy na salony z pieczątką na nadgarstku. Zanim przejdę do filmów, powiem tak - atmosfera była bardzo przyjazna, nie było tłumów, ale i pustek. Był konkurs - losowanie, ale oczywiście nam się nie poszczęściło.
Wytrzymaliśmy tylko do 3.30, co równa się - obejrzane 2 filmy.

 Listy do M
Dawno, dawno temu, przed świętami, chodziły takie słuchy, że ten film, jak na polską komedię nie jest wcale taki zły, że nawet sympatyczny i do rzeczy. Trochę oscyluje w tematyce "To właśnie miłość". W mojej ocenie film stosunkowo zabawny, przyjemny i faktycznie, nie co mniej żenujący nic przeważnie to ma miejsce. Główni bohaterowie to Mikołajka i Prezenter radiowy, których łączy niespodziewane uczucie, jakie pozwalam zgadnąć. O ile Stuhr zawsze, niezależnie od roli budzi moją aprobatę, tak jego partnerka jest wyjątkowo działająca na nerwy, niby się jąka, niby jest zamotana, denerwowała mnie. Ale to nie jedyna para, która przeżywa w sposób niezwykły kolejną gwiazdkę, jest jeszcze psycholog, który, po nieudanej próbie samobójczej pragnie przeżywać święta na nowo z rodziną i koniec końców ląduje u obcych ludzi w lesie na wigilii oraz małżeństwo, w których rutynę wkrada się nie lada zamieszanie. Klimat w filmie jest, sceny są naprawdę urzekające, przeraża mnie jednak ilość reklam w produkcji. Trochę przesadzili. Karolak jest,  bo musi być zawsze, mam nawet nie odparte wrażenie, że on nie gra, wpada na plan i jest sobą. Najciekawszym wątkiem, był według mnie, a było w czym wybierać, wątek z Wojciechem Malajkatem, to przykre, że tę parę pominięto na plakacie, bo ich twarzyczki nie są na tyle znane i dobrze się sprzedające. To co nie docenione, a myślę, że powinno być głównym atutem filmu, to najmłodsza obsada. Cała trójka, dwóch chłopaków i dziewczyna byli fenomenalni i bez problemu pokonali Marcysię ze Złotopolic czy sztucznie odmłodzoną panią Zielińską.
Film polecam, jest przyjazny dla widza,pozwala poczuć klimat miłości, bo to tak naprawdę o nią przecież chodzi nie o święta. Nie jest ambitny, jest komercyjny, ale to przecież zasiadając do niego, wszyscy wiecie.

Róża
Tyle nagród, tyle pochwał, byłam pewna, że nie pożałuję. Nie spodziewałam się jednak takiej apokalipsy. Film niezmiernie trudno mi ocenić, bo żaden projekt dotąd nie wzbudził we mnie tylu emocji, tylu złych emocji do świata, konkretnych narodów i konkretnych ról w społeczeństwie. Oglądając go chciało mi się płakać, a w momencie jednego z zastrzyków chciałam po prostu wyjść, nie patrzeć, zapomnieć. Obraz jest realistyczny, przerażający. Kreuje dwa skrajne typy ludzi, bohaterów i cytując film "ludzkie ścierwa". Nie chcę się nad nim rozwodzić, był przykry, przykry do bólu, człowiek w czasach powojennych był traktowany jako kłopotliwy przedmiot na zdobytych ziemiach, jednak to nic w porównaniu do tego jak obchodzono się z kobietami, sposób w jaki wykorzystywano je seksualnie,  traktowano jako przedmiot dający chwilę rozkoszy. Najbardziej uderza mnie ich bezbronność, jestem pewna, że Róża jest tylko jedną z wielu kobiet, które przeżyły takie męczarnie. Masowe gwałty, wiecznie zachlane mordy, pozbawiony moralności uśmieszek, taki obraz naszego pseudo wyzwoliciela ukazuje film. Jedyne co godne podziwu to gra aktorska, Kulesza położyła mnie kolokwialnie na łopatki. Spokój na jej twarzy, gdy w duszy przelewa się strach i nienawiść, bezcenna. Dorociński zaś naprawdę dostał trafioną rolę dla niego, człowieka czynu, nie słowa, z kamienną twarzą.
Albo film trafił akurat w moje lęki, moje emocje, albo przekroczył granicę smaku i wytrzymałości widza. Nie mnie osądzać, jestem subiektywna. Może to sala kinowa, ciemność i głośność sprawiły, że tak głęboko odebrałam ten film, wiem jedno, lepiej wszystkiego nie wiedzieć. Świat pełen jest okrucieństwa, ale zadręczanie się nim, osobiście nic na nie da. Polecam ludziom o silnych nerwach, chcących ujrzeć przede wszystkim prawdę, no i dojrzałym psychicznie. Film jest arcydziełem, nie śmiem zaprzeczyć, porusza klimatem, grą aktorską i historią, jednak czy najgorsi tego świata nie próbowali stworzyć również swego rodzaju arcydzieła?

wtorek, 8 maja 2012

W wielkim skrócie...

Czas nie pozwala mi na to, aby opisać i skomentować wszystkie filmy jakie udało mi się ostatnio obejrzeć, a nie chciałabym też ich pomijać. W związku z tym przygotowałam krótkie podsumowania na ich temat. Mam nadzieje, że mimo iż nieobszerne, to pomocne w decyzji czy warto po nie sięgnąć.

1. Strasznie głośno, niesamowicie blisko

Na początku trochę nie dowierzałam, że ktoś mógł tak zatytułować swoje dzieło, jednak po obejrzeniu, muszę stwierdzić, że idealnie oddaje on stan w jakim znajduje się główny bohater. A jest on... co tu dużo mówić, uroczy. W filmie jest ukazany ten rodzaj przygody, poszukiwania prawdy i ciekawości świata, który każdy będąc dzieckiem chciał odnaleźć. Jest to piękna historia błogiej naiwności dogonienia marzeń, i to nie tylko dziecięcych. Uważam film za jedyny i niepowtarzalny, jak osoby, które spotykał dziewiętnastoletni Oscar.

Ocena: 8/10


2. Przypadek 39

 Jest to typ współczesnego horroru, który lubię. Pomijając sceny straszne, których nie było zbyt wiele, oraz pomijając fakt, że niektóre wątki były naprawdę naciągane i wymuszone, to muszę stwierdzić, że miło oglądało się Renee Zellweger i idealnie dopasowaną do roli, jej młodszą podopieczną. A lubię dlatego, że twórca nie skupia się na rozlewanej krwi na ścianach, czy odcinaniu głów, tylko na psychologicznym strachu. Pozycja ta jest pozytywnym zaskoczeniem, choć co prawda, nadal to tylko lekki horror z niewiarygodną historią.

Ocena: 7/10


3. Nietykalni

Dla mnie ten film to arcydzieło, i jeśli takimi produkcjami będzie nas raczyła Francja, to stanie się ona dla mnie filmowym liderem. Wspomnienia mam takie: kino pękało w szwach, a ludzie co jakiś czas pękali ze śmiechu, a ja razem z nimi. Humor w filmie jest niby tak oczywisty, w ogóle cała fabuła jest tak prosta i oczywista, że aż nie do wiary, że film tak wszystkich urzeka. A mnie się wydaje, że jest piękny, bo prawdziwy, bo mimo trudu z jakim zmaga się każdy, finansowym czy zdrowotnym, każdy odnajduje swoje pasje i goni swe pragnienia. Jedyne co nie do końca do mnie przemawia to tytuł. Próbowałam go rozumieć na wiele sposób, a i tak kojarzy mi się głównie z jakimiś tytanami z przyszłości.

Ocena: 10/10




4. Shutter - Widmo 

 Film z Tajlandii. Kolejny horror, (ostatnio oglądamy z chłopakiem wieczorami i już powoli kończą się nam ciekawe pozycje, więc może coś polecicie?) ale jakże inny od "Przypadku 39", tu widać krew, czerwone oczy, a strach jest zazwyczaj bardziej wszechobecny niż z amerykańskich odpowiednikach. Fabuła mnie tak do końca nie urzekła, wszystko skrojone było w sposób prosty, typowo azjatycki. Sprawa trochę nie trzyma się całości, początkowy wątek z wypadkiem, jak gdyby znika gdzieś na tle nowych wydarzeń. Jedyne co chciałabym wspomnieć to zakończenie i wyjaśnienie całej zagadki widma, bo jest ono według mnie naprawdę niebanalne.

Ocena: 6/10


5. Rytuał

 Mocny film, mocna tematyka, a do tego trwający bite dwie godziny. Nie jestem jednoznacznie przekonana czy mi się podobał czy nie. Aktorzy, klimat i temat, wszystko to było, można by rzec, intrygujące i na oglądanie ciemną nocą idealne. Do tego dobra jakość gry i tajemniczość, które przeważnie towarzyszy opętaniom. Dzikie spojrzenia, szał - to robiło wrażenie, ale niestety film nie miał wartkiej akcji, ciągnął się, po czym przyspieszał, bym mogła skutecznie zgubić wątek i nie wiedzieć czemu coś się nagle wydarzyło.

Ocena: 7/10




PS: Dostałam darmowe wejściówki na Noc z Orange 11 maja, więc chętnie się na nią wybiorę i opiszę moje wrażenia, Was też zapraszam, by móc wymienić się doświadczeniami ;)

wtorek, 3 kwietnia 2012

Ulubione seriale

Na wstępie zaznaczam, że nie jestem serialowym wyjadaczem. Nie śledzę najnowszych produkcji i nie płaczę w oczekiwaniu na kolejny sezon. Lubię czasem przysiąść i się zrelaksować. Tyle. Dlatego też chciałam przedstawić moją, subiektywną listę seriali, które oglądam, bądź oglądałam i, które szanuje.


PRZYJACIELE
Moim niekwestionowanym faworytem są Przyjaciele. Nie wiem jak można nie lubić tego serialu, jego klimatu lat 90, jego humoru i tytułowych przyjaciół. Ja to wszystko ubóstwiam i często powracam do poszczególnych sezonów już od dobrych kilku lat. Śmieszą mnie do łez, przyznaję.

PLOTKARA
Nie patrząc na fabułę, które jest trochę naciągana i zbyt intrygancka, serial jest po prostu piękny. Ludzie są piękni, Nowy Jork jest piękny, ubrania są piękne. Dosłownie wszystko. Nie można się temu oprzeć, choć przy 3 - 4 sezonie powiedziałam dość, właśnie ze względu na totalnie wbrew pozorom nużącą fabułę.

COUGAR TOWN
Naprawdę przeuroczy sitcom! Najbardziej cenię go za dobór aktorów i ich role, każda jak tak niebywale charakterystyczna i zabawna, a klimat tak ciepły, wesoły i rodzinny, że chce się wracać. Zwróciłam na niego uwagę przez Cox i przyciągnął mnie do dnia dzisiejszego.

Z zagranicznych seriali, cenię sobie również "Gotowe na wszystko", "Detektyw Monk" i "Czy boisz się ciemności?", choć dla tego pierwszego i drugiego nigdy nie miałam dostatecznie dużo czasu, by się nim zająć. Teraz nasze, polskie seriale.


CZAS HONORU
Chyba nie muszę tłumaczyć czemu ten serial jest taki świetny? Estetyczna scenografia, dobra gra aktorów,  trudna tematyka przekazana w dość interesujący sposób i dużo, dużo więcej. Szkoda tylko, że Maja Ostaszewska zrezygnowała po pierwszym sezonie.


BEZ TAJEMNIC
Na pozór statyczny, ale potrafiący zwrócić uwagę widzę samym słowem, mimiką i gestem. No i chyba też emocjami. Podoba mi się, że można się skupić na wyrazie twarzy bohaterów i analizować ich na spokojnie. Po za tym świetna gra aktorska.

KASIA I TOMEK
Dla mnie kultowy serial. Idealnie trafia w problemy i dylematy dnia codziennego, życia pary, że tak ładnie to ujmę. A do tego jest zabawny i na tyle swojski, że chce się mieć Kasię i Tomka za swoich przyjaciół.


Na razie duży kredyt daję też nowemu serialowi "Reguły gry" i zobaczę jak to się rozwinie. Lubię po za tym stare produkcje, jak "Daleko od szosy" czy "Wojna domowa". Byłam po za tym wiernym widzem tvn-owskich produkcji typ " Magda M" czy "39 i pół".


zdjęcia: google.pl

sobota, 24 marca 2012

Jak upolować faceta


Na film wybrałam się z koleżanką, po tym jak odwołali nam zajęcia, a że było to wcześnie i był to jedyny film, grany o tej porze, skusiłyśmy się. Ona spała, a ja próbowałam zrozumieć, czemu ktoś to zrobił. Przyznaję się, że w innym wypadku nie sięgnęłam bym po ten film, bo z samego plakatu, wydaje się po prostu mdły.

Produkcja opiera swój wątek na kultowej powieści Janet Evanovich. Autorka ta specjalizuje się w powieściach kryminalno-sensacyjnych, dlatego domyślam się, że wszystkich fanów jej kunsztu bardzo zabolał występek pani Robinson, która wyreżyserowała również  "The last song" z Miley Cyrus. Czemu tak mówię? Bo jakby nie patrzył historia ta jest nijaka, nie jest prawdziwym kryminałem z dreszczykiem, mimo słodkiego plakatu i Heigl kojarzonej główne z komediami romantycznymi, nie jest również komedią romantyczną! A skoro nie wybiera się konkretnego widza, można zostać z nikim...

Film opowiada losy bezrobotnej kobiety, która z braku pieniędzy i chęci zemszczenia się na pierwszej miłości postanawia zostać Łowcą Nagród. Brzmi dumnie, ale praca tak naprawdę polega na doprowadzaniu nieuchwytnych oskarżonych przed sąd. Główna bohaterka angażuje się w jedną ze spraw, przez co zostaje wplątana w cykl morderstw, a co więcej jej życiu również grozi śmiertelne niebezpieczeństwo.

Spodziewałam się historii romantycznej, on poznaje ją, ona jego, są problemy, ale miłość zwycięża. Może też dlatego tak bardzo się rozczarowałam. Interakcja bohaterów była raczej minimalna, a miłość będąca w tle nie wzbudziła we mnie żadnej emocji, bo była doprawdy znikoma. Kolejne moje pytanie - jak można było wrobić w ten film Katherine Heigl! Albo inaczej, jak mogli ją obsadzić, i to w tym kolorze włosów. Wyglądała i grała wyjątkowo odpychająco. Nie była śmieszna, a partner, który mógł by to zatuszować, jak to miało miejsce chociażby w "Wpadce" totalnie dał ciała, gdyż był również mało charakterystyczny. Klimat niby jest typowy, rodzinka, praca... aż tu nagle! Jacyś mafiozi z meksykańsko brzmiącymi imionami, i w tym wszystkim biedna Heigl. Osobiście, bardzo nie grały mi te dwa światy. Tak nierealne było, to co ta kobieta nagle robi, i tak nierealne, że skazany ciągle jej umyka, że miałam ochotę zrobić to za nią. Teraz wątek morderstwa, chyba to zasługa książki - której, nie czytałam - ale do końca nie wiedziałam kto zabił. Podejrzewałam kogoś innego, okazał się ktoś inny. To wielki plus. Uważam więc, że błąd leży po stronie tła historii, po stronie jej zaaranżowania, reżyser nie mógł się decydować, czy chce komedie, czy kryminał, więc zrobił komedię kryminalną, na kanwie komedii romantycznej. Nie wyszło. Gdyby skupić się na wątku kryminalnym, sprawić by było mroczniej, a żart był bardziej sublimowany, uznałabym to za sukces.

Moja ocena spowodowana jest z jednej strony nieprzewidywalnością zakończenia, z drugiej zaś totalnym przewidzeniem wątku miłosnego, a nawet jego istnieniem w tak prymitywnej wersji. Ale sumując do tak zwanej, kupy, nie polecam. Nie warto, idźcie albo na dobry kryminał, albo na wzruszającą komedię romantyczną, darujcie sobie łączone substytuty.
Moja ocena: 5/10

PS: Dołączam Wam dzisiaj zwiastun ;)


plakat: filmweb.pl

poniedziałek, 12 marca 2012

Kobieta w czerni




Skusiłam się na ten film tylko dlatego, że mój chłopak gdzieś przypadkiem widział trailer i uznał, że jest to genialny film, bez którego jego życie nie będzie miało sensu. A, że miał być to horror, których już tak dawno nie oglądałam, a przepadam, nie stawiałam większych oporów. Ot zobaczymy sobie Pottera i nieco przestraszymy. Jakież było moje zdziwienie...

„Kobieta w czerni” to dzieło autora Eden Lake i dopiero co weszło ono do naszych kin. Oczywiście główną atrakcją i wabikiem miał być tutaj nikt inny jak Daniel Radcliffe, aktor jednej roli. Plakat i jego klimat bezbłędnie zdradza, że jest to horror. Co do tytułu, rzeczywiście, jest bardzo chwytliwy i marketingowo bezbłędny, ale dla mnie, nie oddaje sedna filmu, bo jest trochę za oczywisty i w sumie pasuje do całości, ale, przynajmniej mnie, nie powala.

Historia dzieje się w Anglii, parę dekad temu. Młody notariusz zostawia synka pod opieką niani, by wyruszyć do miasta, gdzie uporządkować ma sprawy związane z opuszczonym domem na Węgorzowych Moczarach. Okazuje się, że nie jest on tam mile widzianym gościem, z powodu pewnej legendy, która krąży wśród mieszkańców. Główny bohater postanawia zmierzyć się z ową klątwą, przez którą w opuszczonym domu dzieją się dziwne rzeczy, a w samej wiosce, na skutek różnych okoliczności, umierają dzieci. Chce on przezwyciężyć moc tej legendy, przez co w niebezpieczeństwie znajdzie się nawet jego syn, który ma przyjechać mu z wizytą. To czy mu się uda, pozostawiam w tajemnicy.

Materiał na horror jest naprawdę dobry. Klimat jest, stara wioska, gdzie zabobony odgrywają dużą rolę, piękny i wyjątkowo straszny dom. Prawie jak „ Jeźdźcu bez Głowy”. Więc co poszło nie tak? Już na samym początku irytujące jest to, że do końca nie wiadomo o co chodzi, jedzie gdzieś, to jego ostatnia szansa, ale w sumie po co? Historia ciągnie się niemiłosiernie, zero wartkiej akcji, ma się wrażenie, że każda kolejna sytuacja jest wymuszona. Co tu dużo mówić, jest po prostu nudno, nie wspominając już o jakimś strachu czy napięciu. Jest mrocznie, ale co z tego, skoro tło jest bardziej tematyczne niż bohaterzy i akcja. Teraz o Radcliffie. Szczerze, zawsze byłam obojętna co do jego gry, ale w tej produkcji miał ciągle zdziwioną minkę i zero innych reakcji na jego twarzy. Przecież w horrorze mamy utożsamiać się z bohaterem! A on w tym przypadku jest ewidentnie bez większych emocji. Tytułowa kobieta w czerni, to żadna przerażająca postać, gdyż nie widzimy jej dokładnie ani razu, więc co tu oceniać? Sam wątek z nią i jej zmarłym synem nie jest zły i na jego bazie można było by zrobić coś dobrego, ale nie, lepiej zrobić statyczny horror. Chcę jeszcze wspomnieć o zakończeniu, nie wyjaśnia do końca czemu dzieje się tak jak się dzieje. Taki zabieg stosuje się często, gdy chce się wyprodukować w późniejszym czasie kolejne części, a to już mnie rzeczywiście przeraża.

Film polecam jedynie oddanym fanom Daniela Radcliffa i horrorów, jedynie człowiekowi o takim połączeniu na coś przyda się ta projekcja. Niestety istnieje też ryzyko, że po obejrzeniu w obu kwestiach poglądy ulegną diametralnej zmianie. A ludziom, którzy zastanawiają się czy zapłacić pieniądze i iść na to do kina, jako na horror, którzy przerazi, zdecydowanie odradzam. Jest wiele lepszych pozycji i niech nie zwiedzie was znane nazwisko w roli głównego bohatera.

Moja ocena: 5/10

plakat: filmweb.pl

wtorek, 6 marca 2012

To nie jest kraj dla starych ludzi


  Po długiej przerwie, ponownie zasiadam w fotelu, by podzielić się opinią na temat ostatnio obejrzanego filmu. A jest co opisywać, bo film „To nie jest kraj dla starych ludzi” to produkcja oscarowa i dość specyficzna w swoim rodzaju. Od razu zaznaczę, że do braci Cohen jestem sceptycznie nastawiona, ich filmy wydają mi się szare i nieco dłużące się. Fakt, zawsze chcą ukazać coś więcej niż tylko bohaterów, dać jakieś przesłanie i metafizyczną cząstkę, jednakże nie przemawia do mnie w pełni ich twórczość. Dlatego też, myślę, że gdyby nie był to mroczny thriller, film oceniłabym znaczniej niżej.

O samym filmie można powiedzieć sporo. Po pierwsze – zdobył aż cztery statuetki na Oscarach w 2008 roku, w tym za film i zdecydowanie zasłużoną rolę drugoplanową. Po drugie jest kolejnym filmem drogi, co według mnie symbolizuje pewną ucieczkę, bądź też drogę do nikąd. Sam tytuł trudno z czymkolwiek identyfikować, najlepiej oddaje go chyba mina i zawiedziona postawa miejscowego, starszego policjanta.
Myśliwy wraz ze swoją żoną wiodą trochę koczownicze, lecz spokojne życie gdzieś na odludziu w Meksyku, aż do chwili gdy główny bohater znajduje miejsce, gdzie doszło do okrutnej strzelaniny między handlarzami narkotyków. Zabiera z miejsca mordu walizkę pełną pieniędzy,a aby zatrzymać ją przy sobie rusza w podróż, wysyłając żonę do matki. Zdecydowanie nie zdaje sobie sprawy kto go ściga. Jest to psychopata, seryjny morderca, który nie cofnie się przed niczym.

 Stylizacja filmu to wysuszone łąki, koszule w kratę i kowbojski strój. Od razu wiadomo, że będzie tutaj chodziło o jakieś brudne interesy i pościg kanciatym samochodem. Klimat naprawdę współgra z fabułą. Aż czuje się te promienie słoneczne i pot. Historia wbrew pozorom jest naprawdę prosta, człowiek nie myśli o konsekwencjach, uważa się za niepokonanego i brnie jak ślepy do przodu myląc odwagę z głupotą. W wielu momentach i ja, dałam się nabrać, że Ed Tom jest niezniszczalny. Bo co jak co, a nie można w tym miejscu zapomnieć o wyjątkowo udanych scenach strzałów z broni. Mówię tutaj przede wszystkim o psie, ale i panu wysiadającym z auta, by pomóc człowiekowi. Prawda jest taka, że rola psychopaty całkowicie przyćmiła głównego bohatera. Perfekcyjny w swoim opanowaniu, mimice, sposobie mówienia. Zdecydowanie zasłużony Oscar. Żona zaś jak to żona, spełniała w filmie rolę niewinnej owieczki, skrzywdzonej, ale wiernej. Co tu dużo mówić, skończyła jak wszyscy w filmie. Zakończenie, a raczej moment przełomowy, zdarzył się ot tak, bez wielkiego napięcia i szumu, co wywołało u mnie dość mocne zawiedzenie. Właśnie o tego film z brutalnego pościgu zmienił się w melancholijny obraz typowy dla Cohenów. Domyślam, się że autor chciał powiedzieć coś w stylu – świat schodzi na psy. Prawda i sprawiedliwość to ważne wartości tylko teoretycznie, a rzeczywistość jest jeszcze brutalniejsza niż sam Anton, morderca, ponieważ liczy się w niej tylko pieniądz dla którego, jak widać, jesteśmy w stanie zrobić naprawdę, doszczętnie wszystko.

Mimo zabijania, pieniędzy i ucieczki nie jest to film akcji, wszystko ma w nim swoje odpowiednie tempo. Ogląda się go z zapartym tchem, nie spodziewając się jaki będzie kolejny krok filmowych postaci. Surowość obrazu podkreśla tylko brutalność, więc zaliczam to na plus. Sumując wszystko co powiedziałam, mogę śmiało polecić wszystkim tę produkcję, gdyż jest doskonała aktorsko i reżysersko. Jedyne co do mnie nie przemawia to trochę za spokojny i obojętny koniec jak na film gdzie przelało się tyle krwi i tylu ludzi straciło życie. 
            Moja ocena: 8/10

            PS: Film jest emitowany w środę (7.03) o 20.00 na kanale TVN Siedem!
            plakat: filmweb.pl
            Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
            Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...